poniedziałek, 25 stycznia 2016

Na jak długo Rosjanom wystarczy cierpliwości?




Rosyjska gospodarka kontynuuje zjazd w dół. Po latach bezprecedensowego naftowego dobrobytu, ludzie stanęli w obliczu poważnego spadku dochodów. A jednak, wybitny rosyjski ekonomista i publicysta Władisław Inoziemcew uważa, iż  nawet jeśli kryzys potrwa dłużej, nie należy oczekiwać, iż społeczeństwo ogarną nastroje protestacyjne. Rosjanie, zwłaszcza na prowincji nie zdążyli przyzwyczaić się do życia na wyższym poziomie. Teraz będą gotowi do zaciągnięcia pasa. Nie ma jednak mowy o powrocie do czasów radzieckich, do starej radzieckiej strategii "wyżywania". Znów nadciągają zjawiska dobrze znane z lat dziewięćdziesiątych, emisja pieniądza, inflacja, spadające dochody budżetu, zatory finansowe. Całkiem prawdopodobne, iż nawet w tej sytuacji w kraju będą powstawać nowe przedsiębiorstwa i biznesy, zaś ludzie będą demonstrować, wydawałoby się, dawno zniszczoną przedsiębiorczość.   



Autor: Władisław Inoziemcew 






Styczeń przyniósł  dalsze osłabienie kursu rubla. Dewaluacja waluty, zachodnie sankcje, zaniechanie reform potężnie uderzyły w rosyjska gospodarkę. 




Rosyjska gospodarka, jak zauważają obecnie liczni obserwatorzy, zachowuje się jak samolot, który wpadł w korkociąg. Chociaż do tej pory nie podsumowano rezultatów 2015 roku, to widać iż wyniki pierwszych miesięcy nowego roku mogą okazać się jeszcze bardziej rozczarowujące. Na jakiś czas urzędnicy państwowi zapomnieli, że dopiero co ogłosili, iż "przejście dna kryzysu" już za nami. Pomińmy na razie kwestię spadku cen ropy naftowej i zmniejszających się dochodów największych przedsiębiorstw. Jak się wydaje, najmniej przyjemne zjawisko 2015 roku to blisko dziesięcioprocentowy spadek realnych wynagrodzeń, dotychczas największy w XXI wieku. Jeśli w 2016 roku spadek ten osiągnie podobne rozmiary (brak na razie podstaw, by oczekiwać innego rozwoju wypadków) to pojawia się jak najbardziej uzasadnione pytanie: na ile ludziom starczy cierpliwości?

Moim zdaniem, nawet jeśli spadki będą trwały jeszcze przez dłuższy czas, nie należy oczekiwać, iż społeczeństwo zacznie protestować. Wynika to z kilku istotnych przyczyn.


Dwudziestoprocentowy spadek nie będzie katastrofą


Po pierwsze, w porównaniu z początkiem lat dwutysięcznych, we współczesnej Rosji znacznie podniósł się poziom życia (nie mówiąc już o czasach radzieckich). Nawet jego dwudziestoprocentowy spadek nie będzie katastrofą. Co więcej, nawet jeśli wybuchnie fala niezadowolenia społecznego, to ogarnie ona przede wszystkim stosunkowo najbardziej aktywną klasę średnią. Na tym poziomie jednak, w gospodarce, istnieją największe rezerwy. Weźmy dla przykładu choćby droższe sklepy położone w centrum miasta i hipermarkety znajdujące się na peryferiach, czy w strefach przemysłowych - różnica cen w nich na poszczególne towary może sięgać 100% i więcej. Zamiana towarów droższych na podobne lecz tańsze daje szanse, by konsekwencje wynikające ze spadku dochodów były mniej odczuwalne. Konsumpcja towarów trwalszych, zaspokajających potrzeby przez dłuższy czas, ulegnie rozciągnięciu w czasie. Ludzie będą rzadziej kupować samochody, smartfony, artykuły gospodarstwa domowego.

Po drugie… Z jednej strony  mieszkańcy średnich i niewielkich miast nie doświadczyli takiego gwałtownego wzrostu dochodów, jak mieszkańcy Moskwy, w rezultacie nie zdążyli się przyzwyczaić do nowych dla nich kanonów dostatku. Z drugiej strony, niewielu z nich uważało, iż zmiana na lepsze będzie miała charakter trwały. W swojej masie ludzie uważali ją za cud, nie zaś poprawę osiągniętą dzięki pracy. Moi zdaniem, ponad dwie trzecie Rosjan, którzy doświadczyli na własnej skórze życia w gorszych dla naszej historii czasach, choćby podświadomie gotowych jest do zaciągnięcia pasa. Najlepszym potwierdzeniem tego zjawiska jest brak protestów pod hasłami gospodarczymi. Pewną rolę odgrywa też czynnik dodatkowy, sztucznie organizowana iluzja zagrożenia z zewnątrz. Trzeba się przed nim bronić, taka postawa zawsze jednoczy społeczeństwo. "Poczucie jedności w naszym społeczeństwie jest dziś silniejsze, niż kiedykolwiek w ostatnich latach" - można przeczytać w raporcie WCIOMu (jednej z rosyjskich pracowni badań społecznych - "mediawRosji").








Po trzecie, w znacznym stopniu nie doceniane jest znaczenie czynnika solidarności społecznej. Nic nie buduje w społeczeństwie większych podziałów, niż brak równości. Pojawienie się problemów wspólnych dla wszystkich działa w odwrotnym kierunku, sprzyja zjednoczeniu społeczeństwa.  Z tego punktu widzenia, nasz kryzys przedstawia się zadziwiająco: z powodu inflacji i rosnących kursów walut zagranicznych zmniejszają się dochody wszystkich obywateli. Jednak bogatsze warstwy tracą więcej. W tej sytuacji władza musi jedynie uważać, by nie podejmować działań uderzających w poziom życia oddzielnych kategorii obywateli (mam tu na myśli na przykład likwidacje ulg przysługujących emerytom, lub podwyżkę taryf za przejazd po drogach płatnych, korzystanie z parkingów). Pozostałe problemy społeczeństwo będzie przyjmować ze zrozumieniem.


Doświadczenia sąsiadów


Po to by ocenić choćby w przybliżeniu poziom wytrzymałości społeczeństwa, wystarczy przyjrzeć się doświadczeniom sąsiadujących z nami państw zamieszkałych przez dawnych ludzi radzieckich, takich jak w Rosji. W listopadzie 2015 roku średnie wynagrodzenie w Rosji wynosiło 33,8 tys. rubli (500-600 dolarów USA). W tym samym miesiącu średni poziom wynagrodzeń na Białorusi wyniósł 6,75 mln miejscowych rubli (25,9 tys. rosyjskich). Ceny w obu krajach są podobne, na Białorusi dokonał się całkowicie proces zamiany importu na miejscową produkcję, w rezultacie udział towarów importowanych na rynku ograniczono do minimum. Ludność odpowiedziała na tę sytuację poszerzeniem funkcji gospodarstwa domowego (dacze i ogrody). Obywatele masowo jeżdżą do Polski na zakupy, po żywność i artykuły gospodarstwa domowego. Od 2008 roku Białoruś doświadczyła dwóch ogromnych dewaluacji swojej waluty, a jednak na razie nie widać jakiegokolwiek zagrożenia dla jej stabilności.

Ukraina dostarcza jeszcze jednego, choć znacznie bardziej dramatycznego przykładu. Średnie wynagrodzenie (na przestrzeni roku) wyniosło 4,5 tys. hrywien (14,3 tys. rosyjskich rubli, 750 złotych), inflacja osiągnęła poziom 43%. W tym kraju działania polityków już dwukrotnie sprowokowały rewolucje ludową, a jednak na razie nie pojawiły się tu poważne akcje protestacyjne wywołane przez kryzys gospodarczy i rosnącą biedę. No i na koniec przyjrzymy się Mołdawii. To najbiedniejszy europejski kraj zrzeszony we Wspólnocie Niezależnych Państw. Średnie wynagrodzenie miesięczne wynosi tam 4,2 tys. lei (13,4 tys. rubli rosyjskich). Mogłoby się wydawać, iż za te pieniądze nie da się przeżyć. Reakcją społeczeństwa jest masowa emigracja za chlebem (od kwietnia 2014 roku dla obywateli Mołdawii wprowadzono bezwizowy wjazd do krajów Unii Europejskiej). Ale ogólnie rzecz biorąc i tu ludzie adaptują się do warunków życia. Nie będę wspominał Tadżykistanu i Kirgizji.


Powrót do lat dziewięćdziesiątych


Nie łatwe jest poszukiwanie bezpośrednich paraleli, ale trzeba stwierdzić, iż potencjał "archaizacji" Rosji jest stosunkowo duży. Jak się wydaje, realne dochody ludności mogą zmniejszyć się o 35-40%, nim znaczną część obywateli ogarną nastroje protestacyjne. Z gospodarki rosyjskiej nie zniknęły zjawiska charakterystyczne dla gospodarki radzieckiej. Można tu wymienić przede wszystkim słynną "economy of favours" (gospodarkę opartą na wymianie przysług), czyli mówiąc prościej układy i znajomości. Jeszcze jednym istotnym, pochodzącym z czasów radzieckim rysem charakterystycznym pozostaje "resortowość". Dziesiątki milionów obywateli mają zapewniony dostęp do dodatkowych przywilejów i usług  (lub mogą je kupować po zniżonej cenie) tylko dlatego, iż są związani z tą, lub inną uprzywilejowaną organizacją finansowaną z budżetu. Można tu wspomnieć też o "własnym gospodarstwie przydomowym". W czasach radzieckich, jak wynika nawet z danych obliczonych przez statystykę radziecką, tego rodzaju gospodarstwa dostarczały 62% produkowanych w kraju kartofli, 47% jaj, 36% warzyw i do jednej trzeciej mleka i mięsa.

Choć mechanizmy i formy degradacji społeczeństw (zawłaszcza tych współczesnych) są w dostępnej literaturze zbadane i opisane znacznie gorzej, niż rozwój, warto podkreślić, iż przebiegają one wyjątkowo łatwo i szybko. Na przestrzeni kilku minionych dziesięcioleci widzieliśmy, iż ludzie są nie tylko w stanie pogodzić się z drastycznym pogorszeniem warunków swego bytu, lecz także pozwalają narzucić sobie niemal wojskowe warunki życia. Widzieliśmy to na początku lat dziewięćdziesiątych w byłej Jugosławii, w Abchazji sytuacja częściowego rozkładu trwa do chwili obecnej. Mieszkańcy Doniecka i Ługańska mogli korzystać z życia w stosunkowym dobrobycie, jednak na naszych oczach, w 2014 spotkała ich katastrofa. Ludzie bardzo szybko przyzwyczajają się do nowych warunków życia, do takich zjawisk jak kolejki, deficyt towarów, dystrybucja pomocy humanitarnej, itd. Dawny naród radziecki wiąże mocno umiejętność dostosowywania się do nowej sytuacji, w której pozbawia się go dóbr i przywilejów materialnych.

Recz jasna, nawet jeśli sytuacja zacznie rozwijać się zgodnie ze scenariuszem niekorzystnym, będzie ona ewoluować nie w kierunku radzieckiego modelu "walki o pzeżycie". Zobaczymy raczej powrót do modelu gospodarki i społeczeństwa z lat dziewięćdziesiątych. Nie zetkniemy się ponownie z epidemią przestępczości, ale towarzyszyć nam będą zatory finansowe, pojawienie się instrumentów quasi finansowych, rozszerzanie się szarej strefy, spadające dochody budżetu, dodatkowa emisja pieniądza i wysoka inflacja. Całkiem prawdopodobne, iż nawet w tej sytuacji w kraju będą powstawać nowe przedsiębiorstwa i biznesy, zaś ludzie będą demonstrować, wydawałoby się, dawno zniszczoną przedsiębiorczość.

Scenariusz ten jest o wiele bardziej prawdopodobny, niż powrót do "radzieckości". Choć dziś, niemal z niezliczonych źródeł dowiadujemy się jak wspaniała była radziecka przeszłość, do powrotu do niej nie jest gotowa nowa rosyjska elita. Nikt nie ma ochoty na pisanie i realizację planów gospodarczych, także dlatego, iż przez ostatnich 25 lat nie zrealizowano ani jednego. Nikt nie ma ochoty na powrót do życia z zamkniętymi granicami i nie chce by pozbawiono go dostępu do zaparkowanych za granicą dziesiątków miliardów dolarów. Nikt nie chce powrotu do państwowej własności na środki produkcji. Za zniszczenie jej tysiące ludzie zapłaciły życiem (nie tylko w znaczeniu przenośnym). Być może radziecka przeszłość była wspaniała, jaka by jednak nie była, radziecka rzeczywistość z komitetami partii, socjalistycznym współzawodnictwem pracy, samizdatem pozostanie historią, my zaś utkniemy w przeszłości o wiele nam bliższej.


Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski

Tekst ukazał się na portalu slon.ru: https://slon.ru/posts/62621#payline





*Władisław Inoziemcew (ur. 1968), wybitny rosyjski ekonomista, socjolog, polityk o demokratycznej orientacji. Dyrektor Centrum Badań Społeczeństwa Postindustrialnego. Redaktor naczelny pisma „Swobodnaja Mysl”. Jest autorem kilkuset opublikowanych w Rosji i za granicą prac naukowych i publicystycznych. Ma na koncie 15 monografii. Jest członkiem Rady Naukowej i Prezydium Rosyjskiej Rady do Spraw Zagranicznych. 







Artykuły Władisława Inoziemcewa tłumaczone przez "Media-w-Rosji"




Po kilkunastu latach niebywałej koniunktury na rynku surowców energetycznych rośnie prawdopodobieństwo, iż Rosja znów znajdzie się u rozbitego koryta. Wybitny ekonomista Władisław Inoziemcew szuka odpowiedzi na pytanie, jakie rezultaty dla gospodarki Rosji przyniosło 16 lat rządów Władimira Putina. Rosja straciła wielką szansę na modernizację, by pójść drogą Chin, lub Emiratów. Wraz ze spadkiem cen ropy obserwujemy cofanie się wszystkich wskaźników gospodarczych do poziomów z początku lat dwutysięcznych. W obliczu rosnącego kryzysu Kreml opanował stan paraliżu.  Władze nie robią nic, mając wyłącznie nadzieję, iż jakoś to będzie.



Spowolnienie gospodarcze stało się zauważalne zaraz po powrocie Władimira Putina na Kreml, jednak to przede wszystkim sankcje gospodarcze doprowadziły do spadku wartości rubla. Podejmując wysiłki na rzecz odbudowy mocarstwowej pozycji Rosji, Władimir Putin niewiele uwagi poświęca gospodarce. Potrafi jedynie składać daleko idące obietnice socjalne. Rosja nie jest przygotowana na kryzys – mówi ekonomista i polityk Władisław Inoziemcew

Zamiast realizacji wcześniej opracowanego planu działań, można spodziewać się nowej fali propagandy. Społeczeństwo dowie się, że kryzys sprowokowali Amerykanie, i że w trudnej chwili należy skupić się wokół prezydenta Putina.



Choć spada cena ropy naftowej, ostatnie wskaźniki makroekonomiczne dla Rosji nie wyglądają najgorzej. Na ich podstawie pojawiły się wręcz optymistyczne głosy prognozujące przełamanie kryzysu. Wybitny rosyjski ekonomista Władisław Inoziemcew przestrzega jednak, iż optymizm jest zdecydowanie przedwczesny. Do przełamania kryzysu daleko, nie bardzo wiadomo skąd miałby nadejść impuls sprzyjający uzdrowieniu ekonomiki. Najbliższe trzy miesiące będą rozstrzygające, asekuracyjne zachowania konsumentów i przedsiębiorców na rynku może zaowocować nadejściem nowej, jeszcze bardziej destrukcyjnej fali kryzysu.





Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com




Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego. 





4 komentarze:

  1. Ciekawy tekst, proszę jednak Państwa o używanie nazwy Mołdawia miast Mołdowa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiadam na tytuł artykułu:
    -Dopóty,dopóki na prowincji władze nie przystąpią do rzetelnej walki z pędzeniem bimbru..

    Vit Ulski.

    OdpowiedzUsuń