wtorek, 22 września 2015

Dlaczego na Kremlu cieszą się z blokady Krymu?



Od aneksji Krymu upłynęło blisko półtora roku. Wielkie związane z nią emocje w społeczeństwie rosyjskim zaczęły ugasać. A jednak nieoczekiwanie dla siebie Kreml znalazł sposób, by wezwanie "Krymnasz" znów nabrało siły mobilizacyjnej. Jak uważa moskiewski dziennikarz orientacji demokratycznej Andriej Kolesnikow sprawiła to paradoksalnie zorganizowana przez Tatarów Krymskich i "Prawy Sektor" blokada żywnościowa półwyspu. O Krymie przypomniano sobie na świecie. Ale dla władz rosyjskich to cenny podarunek. Kremlowi zależy przede wszystkim na tym, by utrzymywać na świecie szereg punktów zapalnych umożliwiających prowadzenie gry z Zachodem. Jednak podkładając na Krymie, w Donbasie, Arktyce i w Syrii geopolityczne miny władze rosyjskie prowadzą ryzykowną grę. Na lata podkładają trudną do rozbrojenia minę także pod własnym krajem.



Autor: Andriej Kolesnikow





Od jakiegoś czasu w społeczeństwie rosyjskim zaczęły wygasać emocje związane z aneksją Krymu. Teraz jednak Kremlowi dzięki blokadzie żywnościowej półwyspu udaje się je podgrzać na nowo. 




Gdyby po ukraińskiej stronie nie wprowadzono blokady żywnościowej Krymu, podobne rozwiązanie powinni byli zaproponować kremlowscy specjaliści w zakresie technologii politycznych. Zaczęło słabnąć działanie o charakterze anestetycznym, jakie na Rosjan i mieszkańców Krymu wywierał mitologiczny slogan "Krymnasz". Z ideologicznego punktu widzenia swą atrakcyjność utracił także Donbas, trzeba więc było do politycznego menu dodać Syrię, a społeczeństwo zaintrygować wielkim korupcyjnym skandalem w Republice Komi (jak zażartował jeden z moich kolegów, sprawą KomPartii) (autor wspomina o niedawnym aresztowaniu gubernatora i niemal całego kierownictwa autonomicznej Republiki Komi - "mediawRosji")


Regeneracja


Ale okazuje się, iż głupota, albo wybuch emocji pozwalają dokonać regeneracji wystrzelonego już pocisku. Więc znów do krymskiej arki z "oleandrów i bugenwilli" (Josif Brodski) powrócił duch żołnierski, nastrój oblężonej twierdzy i obywatelskiej konfrontacji. Dzięki temu, ponownie, wydawałoby się w pustej przestrzeni można było wzbudzić falę "krymnaszyzmu". Wystarczyło pomachać na południowym brzegu koszulkami z podobizną Chruszczowa ("Krym przekazałem") i Putina ("Krym przyjąłem").

Nie tak łatwo ocenić rzeczywiste poparcie, jakim na Krymie cieszy się Rosja i jej przywódca. Nie chodzi nawet o to, iż brak jest wiarygodnej statystyki wyborczej i danych socjologicznych.

Nie tyle Krym przejął Rosję, o ile Rosja nie przyjęła Krymu.


Krym: niewiele da się ukraść


Niechętnie na Krym idzie biznes. Niewiele dzieje się w handlu nieruchomościami. Wszelkie transakcje przeprowadzane są za gotówkę. Ceny na Krymie zbliżone są do moskiewskich, tak jak niegdyś do kijowskich. Samoloty latają tu i tam, ale z logistycznego punktu widzenia jest w tym wielki chaos. `O promie z Kerczu w ogóle nie warto mówić. Jednym z ważnych sygnałów, jest nieobecność na Krymie Sbierbanku. Prowadząca przez przełęcz droga z Symferopola do Ałuszty została rozszerzona do połowy jeszcze w czasach starego reżimu (ostatni prezent Janukowicza), ale teraz nie udało się jej wyremontować do końca. I tak naprawdę, nie wiele da się tu ukraść.

Logiczne jest jedno: symbol i świątynię  niekoniecznie trzeba wykorzystywać w czysto bytowym planie, a już tym bardziej wydawać na nie pieniądze, zwłaszcza gdy nie starcza ich dla samych siebie.


Jednak długie życie w charakterze symbolu nie może być zbyt wygodne, zwłaszcza dla miejscowych mieszkańców.

Blokada na nowo pobudza emocje mobilizacyjne, które z obiektywne punktu widzenia powinny dawno wygasnąć. Nawet inflację importowaną z Moskwy można teraz zrzucić na Ukrainę.

Jak to zwykle bywa w takich wypadkach, na celowniku znajdują się władze polityczne, ale obrywają zwykli ludzie i ich wzajemne kontakty. Gospodarka rynkowa - formalna i nieformalna - pozwala ludziom przeżyć w dowolnych okolicznościach. Kiedy podejmowana jest próba jej powstrzymania, zatrzymuje się wszystko.


Rozpad imperium: kontynuacja


Owe tańce wokół półwyspu są kontynuacją procesu rozpadu imperium. Przebiega on wolniej niż można się było spodziewać, przeszło ćwierć wieku, a do finału daleko. Rosja i jej elity wciąż czują się spadkobiercami kontrolującej imperium metropolii. Stąd ich relatywnie chłodne uczucia wobec Krymu, jest to w końcu terytorium zaludnione przez ludzi niezbyt zamożnych. Ale uczucia rosyjskich władz i elit mogą być też rozpalone niczym gorący krymski pieróg "czeburek". To wtedy, gdy trzeba okazać miłość do Krymu jako symbolu z wymyślonymi staroruskimi "świątyniami".

Krym i jego mieszkańcy stali się zakładnikami tego przedłużającego się rozpadu imperium. I co zrozumiałe, zakładnikiem tego procesu stal się także wybitny działacz ruchu na rzecz praw człowieka Mustafa Dżemilew. Tę rolę narzuciła mu historia już w 1944 roku, gdy przeprowadzono deportację całego narodu tatarskiego. Dżemilew jest jednym z organizatorów blokady, jednak z punktu widzenia historii, nie chcący została ona sprowokowana przez Moskwę.

Dżemilewa i jego współtowarzyszy z czysto ludzkiego punktu widzenia łatwo zrozumieć. Ale z drugiej strony, nie zdając sobie z tego sprawy, ofiarowali oni szczodry prezent tak zakazanemu w Rosji "Prawemu Sektorowi", jak i rosyjskim władzom.

Aktualnie, w rękach prowadzących swoją grę polityków rosyjskich, znalazło się kilka kart, mają one charakter sytuacyjny, jednak w grze znajdować się będą długo: są to, na w pół zamrożony Donbas, zamrożona sama z siebie Arktyka, gorąca Syria i z klimatycznego punktu widzenia "aksamitny" Krym.

Im więcej istnieje punktów zapalnych, przy pomocy których można drażnić Zachód i utrzymywać jego mobilizację, tym w oczach ludzi artykułujących rosyjską politykę wewnętrzną i zewnętrzną lepiej dla samej Rosji, a dokładniej mówiąc dla jej aktualnych władz. Nie da się o nich zapomnieć, siedząc przy wielkiej szachownicy, wciąż biorą udział w grze, dyktują jej zasady, przenoszą masy ludzkie i granice.

Władzom rosyjskim wydaje się, że dyktują budowę nowego światowego porządku. W rzeczywistości jednak, uczestniczą w konstruowania światowego chaosu. Taki jest skutek podkładania min geopolitycznych, które pozostaną czynne przez dziesięciolecia. I taką minę władze rosyjskie podkładają także pod własnym krajem.



Tłumaczenie: ZDZ



Oryginał został opublikowany na portalu gazeta.ru: http://www.gazeta.ru/comments/column/kolesnikov/7770191.shtml



*Andriej Kolesnikow (ur. 1965), moskiewski dziennikarz orientacji liberalnej. Obecnie jest szefem programu "Rosyjska polityka wewnętrzna i instytucje polityczne" prowadzonego przez moskiewskie centrum Fundacji Carnegie. Jest członkiem Komitetu Inicjatyw Obywatelskich Aleksieja Kudrina. Publikuje felietony na łamach gazety Wiedomosti i portalu gazeta.ru. Jest autorem kilku książek, w tym biografii politycznej Anatolija Czubajsa. 







Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com





Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz