sobota, 20 czerwca 2015

Przekazujesz informacje Ukropom: to jest zabronione!



Nie pierwszy raz podczas obecnego kryzysu na Ukrainie wpadł w tarapaty. Paweł Kanygin, dziennikarz moskiewskiej "Nowej Gaziety" od początku relacjonuje kryzys na Ukrainie. Nie boi się ryzyka, potrafi zdobyć informacje niedostępne dla innych. Tym razem aresztowano go w Doniecku, po zorganizowanej spontanicznie przez mieszkańców antywojennej demonstracji. Funkcjonariusze donieckiego Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego nie patyczkowali się. Gdy przyznał, że przede wszystkim zależy mu na pokoju Paweł zarobił potężny cios w oko. Potem poddano go przesłuchaniu i deportowano do Rosji. Swoją przerażającą relację spisał na świeżo po dotarciu do Rostowa nad Donem.



Autor: Paweł Kanygin





Chcesz pokoju?! - i dostałem w oko!

Sprawozdanie specjalnego wysłannika "Nowej Gaziety" Pawła Kanygina. Jak go zatrzymano w Doniecku, poddano przesłuchaniu w Ministerstwie Bezpieczeństwa Państwowego i poddano przymusowej deportacji.






Aresztowanie w Doniecku było nie pierwszym niebezpiecznym epizodem w karierze dziennikarza "Nowej Gaziety" Pawła Kanygina





"Pewne siły"

Na przesłuchanie zabrano mnie następnego dnia po antywojennej demonstracji przeprowadzonej przed siedzibą władz w Doniecku. Było to dla nich wydarzenie całkowicie nieoczekiwane. Zaskoczeni demonstracją byli także dziennikarze, w mieście było ich wówczas niewielu. Protest mieszkańców miał charakter żywiołowy,  nikt nie miał pojęcia czym akcja może się skończyć. Tłum zwrócił się do przywódcy Donieckiej Republiki Ludowej Aleksandra Zacharczenki z apelem o zakończenie wojny. Każdy z uczestników wykrzykiwał jakieś hasła, wielu próbowało też przedrzeć się w jego pobliże, by prosto w twarz rzucić mu swoje żądanie. Spocony Zacharczenko z trudem stał o kulach, ranę w nogę odniósł jeszcze w lutym. Ludzie ze współczucia życzyli mu zdrowia. Wysłuchał ludzi, jednak od razu po demonstracji oświadczył, iż ktoś "musiał ją zorganizować", że "nie wszystko jest takie proste", a także, iż odpowiadają za nią "pewne siły". Organom wydano polecenie, by zebrały niezbędne informacje.

Następnego dnia, o 14.00 zabrano mnie do Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego DRL. Zatrzymano mnie w kawiarni w centrum Doniecka, spotykałem się w niej z Tatiana Jegorową, urzędniczką z rządowego wydziału prasy . Nieoczekiwanie zaprosiła mnie na spotkanie i nieoczekiwanie zapowiedziała, iż otrzymam akredytację niezbędną do pracy w DRL. Od tygodnia mi jej odmawiano. Informowano mnie jedynie, iż wydanie dokumentu będzie możliwe dopiero po przeprowadzeniu za mną stosownej rozmowy. Ale nikt nie chciał ze mną ustalić jej daty. Nie pomogły nasze telefoniczne i pisemne interwencje, zwracaliśmy się bezpośrednio do Jeleny Nikitiny, ministra informacji DRL. Na początku obiecała pomóc, potem także ona przestała odpowiadać.


Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:


Szukamy pana od dawna


- Nie powiesz mi, dlaczego nasze kierownictwo tak się was boi? - zapytała Tatiana.
- Nie mam pojęcia.
- Oni nie chcą, żebyś tu pracował.
- Dlaczego?
- Mówi się, że wasze relacje na temat tego, co się u nas dzieje są nieobiektywne. Ale, powiem ci od razu, ja się z tym nie zgadzam. Pomogę ci z akredytacją. Już dziś. Tylko że stanowisko kierownictwa DRL jest jednoznaczne: nie i już (nie dawać akredytacji). I nie tylko tobie, to dotyczy całej "Nowej Gaziety".
- Kto podjął taką decyzję?
- […] Podejrzewam, że sam Zacharczenko.
- On nas zna?
- Kto by nie znał "Nowej Gaziety"! - powiedziała Tania.
W tej właśnie chwili podeszli do naszego stolika. Dwaj umundurowani z automatami, dwaj po cywilnemu.
- Pan nazywa się Paweł Kanygin? - zapytał jeden z cywili.
- To ja.
- Świetnie się składa. Szukamy pana od dawna. Proszę wstać. Jest pan zatrzymany przez organy bezpieczeństwa Donieckiej Republiki Ludowej.
Jeden z uzbrojonych funkcjonariuszy wymierzył we mnie lufę automatu, jego kolega wziął mnie pod rękę i odprowadził w kierunku miniautobusu. Tatiana dopijała lemoniadę.

Prowadzili mnie w kierunku samochodu. Młody chłopak w cywilu pospieszał mnie, poszturchując w plecy. "Idź prędzej. Jesteś przecież sportowcem "- podśmiewał się.


Zapaskudzisz całe siedzenie


Wewnątrz autobusu jeden z uzbrojonych funkcjonariuszy z bandanką na głowie w kolorze koloru khaki ustawił automat między nogami i z kabury wyciągnął pistolet. Odbezpieczył go.
- Jestem psychem i paranoikiem. Szarpniesz się, powiesz nie to co trzeba, kropnę od razu. Zrozumiałeś?
- W porządku - odpowiedziałem.
Drugi z automatem usiadł na fotelu kierowcy. Wyciągnął chusteczkę. Otarł pot z czoła. Założyli mi kajdanki.
- Ty walczysz na czyjej stronie? Jesteś z nami suko , czy po stronie Ukropów? - zapytał mężczyzna w bandance, kierując pistolet w moja stronę.  
- Ja w ogóle nie walczę. Chcę pokoju.
- Pokoju, suko?! - moja odpowiedź rozwścieczyła go. Pokój jest mu potrzebny! On tu domaga się pokoju…  Sania!
Kiedy skończył, uderzył mnie w oko.
- Pokoju mu się chce ! A kiedy dzieci giną, za co? - zapytał Sania.
- Ty gdzie kapiesz? Całe siedzenie zapaskudzisz! Weź chociaż chusteczkę.
- Wiecie co, wybiliście mi soczewkę.
- Co?! - wrzasnął ten w bandance.
- No tak, miał w oku szkło kontaktowe. teraz musimy szukać - powiedział Sania i westchnął.
- No i gdzie ta soczewka - powiedział "psych i paranoik". Zaczął szukać na siedzeniu - Idź stąd. Zaraz znajdziemy. Sania, masz latarkę? W dodatku siedzenie, suka, zapaskudził.






Domyśla się pan za co…


W kajdankach zaprowadzili mnie do budynku MGB na ulicy Szewczenko. Czekał na mnie niewysoki, tęgawy mężczyzna. To on przez następne cztery godziny komenderował przesłuchaniem. Wprowadzono mnie, razem z rzeczami do jednego z gabinetów.
- Na pewno pan się domyśla za co pana zatrzymaliśmy - zagadał tęgawy mężczyzna.
- Nie mam pojęcia. Zupełnie.
- Niech pan pomyśli.
- Proszę, w pana rzeczach znaleźliśmy wizytówkę Macuki (Andriej Macuka, doniecki dziennikarz, wydawca "Nowosti Donbasa." W opozycji wobec reżimu Janukowicza, zwolennik przemian demokratycznych na Ukrainie - "mediawRosji"). On jest stąd z Doniecka. Dziennikarz. Teraz krytykuje rząd DRL. Z Kijowa. Dla niego pan pracuje?
- Nic a nic nie rozumiem, o co wam chodzi.
- No tak - powiedział tęgawy. Pracujesz dla niego. Znaleźliśmy jego wizytówkę. Wszyscy wiemy kim jest. To wróg DRL. Dostaje dolary z Ameryki. Za nie obrzuca nas błotem. Pan razem z nim. Z Macuką.
- Spotkaliśmy się tylko raz w życiu. Dał mi wizytówkę. Ludzie, kiedy się poznają, często wymieniają się wizytówkami.
- Dość tych kłamstw - tęgawy nie wytrzymał. On jest amerykańskim najemnikiem, a do tego gej. Wiedział pan o tym?
- Mnie wszystko jedno kim jest.
- Dostajesz od niego narkotyki - wtrącił się funkcjonariusz z krzywym nosem.
- Razem wąchacie?
- Więc jak Pasza, może się przyznasz - przecież jedziesz na koksie - tęgawy zmienił temat przesłuchania.
Spytałem go, jakie  ma nazwisko i w jakim charakterze się tu znajduję.
- Może Wiaczesław, może na przykład tak się nazywam - odpowiedział tęgawy. A twój status? Jaki możesz mieć status? Jesteś przepalony!
Zapytałem go, czy mogę raz jeden zatelefonować do Moskwy.
- A może do Waszyngtonu?  - Wiaczesław się roześmiał. W porządku, proponujemy ci dwie możliwości. Albo powiesz nam to co trzeba, potem wypuszczamy cię do Rosji, albo będziesz dalej milczeć. Wtedy gwarantuję ci co najmniej trzydzieści dni w naszej piwnicy.
- A co chcielibyście usłyszeć?
- Opowiedz nam o Macuce, narkotykach i jeszcze co tam wiesz…
- Przecież wszystko już wam powiedziałem.
- Dobra. Teraz pójdziemy do ciebie do hotelu. Zrobimy rewizję. Jestem pewien, że coś tam znajdziemy - powiedział Wiaczesław.
- W porządku. Idźcie.
- Jaki odważny. weźcie go na test, niech zda mocz. - podpowiedział Wiaczesław.
- W kajdankach. Michaile Jurijewiczu, jego nazwisko brzmi Kwakin? - zapytał funkcjonariusz z krzywym nosem. Wreszcie dowiedziałem się jak szef ma na imię.
- Tak go weźcie, jak jest. - odpowiedział Michaił Jurijewicz czyli Wiaczesław.


Amfetamina, morfina, trawka


Zaprowadzono mnie piętro niżej, do gabinetu z tabliczką na drzwiach "Punkt Medyczny". Kobiety przekładały lekarstwa, przeglądały pudelka z napisami po ukraińsku.
Mój wartownik zarządził by opatrzyły mi oko. Kobiety zaczęły się mną zajmować. .
- Jeszcze się o ciebie troszczymy - powiedział ten z krzywym nosem. A potem napiszesz, że cię wyłącznie męczyliśmy.
- Ani jedno, ani drugie było niepotrzebne - powiedziałem.
- Skąd on ma taki dziwny akcent Igoriusza? - zapytała jedna z kobiet.
- Niby Rosjanin. Ale pracuje dla Amerykanów.
- Aha, piąta kolumna - odpowiedziała. Dlaczego tak nie lubicie swojego Putina?
- Gdyby nie Rosja, nas by tu już dawno rozgnietli, rozumiesz? - rozzłościł się Igor. Idź teraz, nasikaj do słoika.
Powiedziałem, że mi się nie chce.
- Więc chcesz, żebyśmy znów się za ciebie wzięli? - zapytał Igor.
Zrobiłem naprawdę mało. Jedna z sanitariuszek obejrzała słoik:
- Trochę mało, ale popatrzymy.
Na moich czach przechyliła słoik tak, by krople moczu padały na pasek "świetnego testu".
- Teraz dowiemy się o tobie wszystkiego - mówił Igor.
- Popatrzcie, tu jest wszystko, cały komplet. - stwierdziła sanitariuszka. Amfetamina, morfina, trawka, syntetyki. Wszystko to ciągniesz? - roześmiała się.
- To właśnie trzeba było udowodnić. Przygotujcie kartę z wynikami. - polecił Igor.


Hasło do telefonu


Z powrotem zaprowadzono mnie do gabinetu. Wiaczesław, czyli Michaił Jurijewicz obracał w rękach mój notebook i telefon.
- Jak się go włącza? Potrzebne jest hasło. Dawaj hasło.
Odmówiłem.
- Dawaj szybko. Jak nie dam ci w mordę…
Poprosiłem znów, by mnie poinformowali za co zostałem zatrzymany.
- Chcieliśmy pogadać - przyznał Michaił Jurijewicz. Dobrze wiemy, że współpracujesz z telewizją "Gromadskoje". Ukraińcom przekazujesz informacje. No i Macuce.
- Niczego nie przekazuję, ja publicznie opowiadam, to co widzę.
- Na tym polega problem, opowiadasz wrogom o tym, co się u nas dzieje. Jesteś w końcu rosyjskim dziennikarzem. Twój przekaz powinien mieć sens pozytywny.
- Dla mnie ważne jest to co widzę.
- No tak. Powinieneś przekazywać zauważone  pozytywy.
Wytłumaczyłem im, że ja w taki sposób nie pracuję.
- To znaczy, że źle pracujesz. Proszę, poinformowałeś, że ludzie wyszli na antywojenną demonstrację. Ale ludzie żądali też byśmy zaatakowali. O tym trzeba było informować.
Powiedziałem, że słyszałem jak żądali jednego i drugiego.
- Twoja, tak zwana, obiektywność szkodzi Rosji i nam, rozumiesz? - zareagował MIchaił Jurijewicz. Po co pisałeś, że Boeing zestrzelono ze Snieżnoje? Jeździłeś tam, dopytywałeś ludzi. Po co starasz się rozkołysać tę łódkę? Wasza Kostiuczenko napisała o Buriacie, z nią także należałoby pogadać ("Czołgista z Ułan-Ude jedzie na wojnę" - tekst tłumaczony przez "Media-w-Rosji"). To wszystko jedna wielka brednia.
Odpowiedziałem, że mam w tej sprawie inne zdanie.
- Nie wymądrzaj się. Ten Macuka i "Gromadskoje" są u nas zabronieni. To oznacza, że postępujesz wbrew naszemu prawu. Popełniasz przestępstwo. Igor, jak tam u niego z narkotykami?
- Cała paleta. Ech dziennikarzu, ty tak w ogóle…
Wszyscy śledczy, w gabinecie było obecnych pięciu, zaczęli chichotać.
-  Teraz umieścimy to wszystko w Internecie. - powiedział Michaił Jurijewicz. I co ty na to.
- Rozmieszczajcie.
- Przecież wąchasz. Przyznaj się w końcu. Widać, że zażywasz. Bądź z nami uczciwy. Parę gramów…?
- Powiedziałem wam, że nie. Zdrowie nie pozwala.
- Trzeba dokładnie poszukać w hotelu - zdenerwował się Michaił Jurijewicz. Sprawdźcie wszystkie rzeczy, poszukamy w skarpetkach, w majtkach, rozbierzemy cie do naga. Znajdziemy. Znajdziemy.
Zapytałem, czy nie mogliby zdjąć mi kajdanek, zaczęły drętwieć mi ręce.
- Jeśli drętwieją, to niedobrze. - ocenił Michaił Jurijewicz. Więc przyznajesz, że rozumiesz, iż toczy się u nas wojna, walczymy z Ameryką, a tacy jak ty są na jej stronie. Kasę także dostajecie od nich.
Powiedziałem, że pracuję dla redakcji i czytelników.
- No szybko dawaj hasło do telefonu.
W telefonie mgbesznicy zabrali się od razu do oglądania zdjęć.



Szef donieckich separatystów  Aleksander Zacharczenko choć zjawił się na antywojennej demonstracji zasugerował, że zorganizowały ja "pewne siły" w "wiadomo jakim celu". 



Co mam napisać w raporcie?


- W jakim celu tak często jeździsz do Europy? - zapytał Igor.
- Na urlop.
- Gdzie mieszkasz? W samej Moskwie?
- Obżeracie się, żyjecie, podróżujecie - stwierdził jeden ze śledczych. A my mamy życie do dupy, chyba wiesz? W ogóle nie ma tu niczego.  A tacy jak ty, potem w Moskwie jeszcze nas obszczekują!
- Ja mam dobre zdanie o Putinie. Może nie jest najlepszy, jednak jest jedyny. To nasz człowiek. - powiedział Igor.
- Wcześniej pracował pan w Służbie Bezpieczeństwa Ukrainy, w obwodzie donieckim? - zapytałem.
- To nieważne. Jesteśmy Rosjanami i to ma znaczenie. - odpowiedział Michaił Jurijewicz.
- Więc co mam napisać w raporcie? - zapytał Igor.
- Taki, a taki znajdował się w stanie narkotycznego upojenia. Nie potrafił rozumnie odpowiadać na pytania. Wszystko mu się poplątało. - podyktował Michaił Jurijewicz.
Pomyślałem, że jest oficerem i w tej sytuacji musi odczuwać pewien dyskomfort. "Za co?" "Za kłamstwo". "Co to takiego kłamstwo?" "Prowadzimy wojnę, nasz cel zwycięstwo."
W tym momencie do gabinetu wszedł jeszcze jeden mężczyzna ubrany po cywilnemu.
- Szef powiedział: niczego nie zabierajcie. Wyrzućcie go. A ja myślałem, że go zostawią na 30 dni.
Zainteresowałem się, kto podejmował decyzję o zatrzymaniu, przesłuchaniu, przeprowadzeniu testu na narkotyki..
- Kierownictwo, rzecz jasna. Łukaszewicz (szef donieckiego MGB, Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego - P.K.) zadecydował - sprecyzował.
- A Zacharczenko jest poinformowany?
- Wszyscy są poinformowani.  Z formalnego punktu widzenia pracowałeś bez akredytacji. To niezgodne z prawem. W dodatku przekazywałeś informacje ukraińskim mediom. Oni wykorzystywali ją w swoich celach, przekręcali.
Wytłumaczyłem im, że to Internet, że nie da się zakazać korzystania z jakichś materiałów. Poprosiłem, by obejrzeli moje video, przeczytali reportaże. Macie tu Internet?
- Tu nie ma. Pójdę teraz i obejrzę - powiedział jeden ze śledczych i wyszedł na korytarz.
Jeden z jego kolegów znów zainteresował się moim telefonem.
- On tu do kogoś pisze. "Mgebesznicy śledzą mnie cały dzień" - w gabinecie zachichotali.
- Bystry, szybko nas zauważył.
- Można było się spotkać ot tak, bez przymusu - powiedział Igor.
- Twój telefon należałoby skonfiskować na dobre.
- Ile kosztuje? Kupisz sobie nowy.
- I komputer też.
- Potem powie, że mu zabraliśmy.
- Ja bym też kupił sobie mieszkanie w Moskwie.
- Najpierw odpracuj to, która dostałeś.
Wszyscy chichoczą. W końcu wraca śledczy, ten który poszedł do gabinetu z Internetem.


Decyzja


- No więc tak. Decyzja jest następująca. W zasadzie, to co piszesz jest w porządku. Ale z twoich informacji korzystają wrogie media. Potem wszystko przekręcają. To już prawie przestępstwo. Nie jesteśmy wrogami "Nowej Gaziety", waszego "DOŻDIA". Ale jest rozporządzenie.
W tym momencie zadzwonił mój telefon. Potem dzwonek dźwięczał jeden za drugim. Mgebesznicy trochę się zaniepokoili. Michaił Jurijewicz powiedział, iż przed deportacja z pewnością trzeba będzie przeszukać pokój w hotelu. Pojechali tam ze mną młodzi śledczy Igor i Iwan.
Na stoliku w pokoju hotelowym stało pudełko z torebkami herbaty i kawy.
- Można je zabrać? - zapytał Iwan.
- Przy okazji zabierzemy też ten bezpłatny szampon - krzyknął z łazienki Igor.
- Tu nie ma żadnych narkotyków.
Rewizja skończona. Wania i Igor oddali mi plecak z rzeczami i dokumenty.
Posadzili mnie z przodu starej Skody Fabia. Do granicy jechaliśmy dwie godziny.
- A  ja lubię amerykański rap - powiedział Iwan włączając radio. Ty też?
- Powinieneś zrozumieć . Taką mamy robotę - powiedział Igor.
Powiedziałem, że jeśli idzie o mnie, to ich robota za bardzo mi się nie podoba.
- Mam 23 lata. Co jeszcze mógłbym robić? - obraził się jeden z nich.
Zapytałem wtedy, co jeszcze potrafi.
- No właśnie - odpowiedział Igor. Tylko to potrafię.
- Posłuchaj. Mamy jeszcze prośbę. - powiedział Iwan, kiedy podjeżdżaliśmy do granicy. Kiedy przyjedziesz następnym razem, może mógłbyś przywieźć butelkę porządnej whisky?
Zapytałem, czy przecież nie zostaję deportowany z DRL?
- No tak. Powiedzmy. Więc tak, uznajmy, że grzecznie z tobą porozmawialiśmy - powiedział Iwan. Trochę ci przyłożyliśmy. Chociaż o nas tyle opowiadają. Mieliśmy jedną główną księgową, teraz siedzi, specjalnie sobie zegarkiem poharatała twarz, żeby zrobić z nas zwierzęta.
- Potem rzeczywiście jej za to przyłożyliśmy. - dodał Igor.


Deportacja


Przejeżdżamy ukraińskie przejście graniczne "Uspienka". Stąd Igor prowadzi mnie przez 100 metrów piechotą w kierunku rosyjskiego punktu kontrolnego "Matwiejew Kurgan". Tu spotyka nas kapitan służby granicznej FSB. Obydwaj podają sobie ręce. Kapitan uprzedza, teraz zada mi kilka pytań i zwolni. Na przykład pyta, czy mam ze sobą broń i amunicję. "Może pan uczestniczył w walkach? - mówi kapitan. Nigdy nic nie wiadomo.
Po pięciu minutach wyprowadzają mnie poza granice przejścia granicznego.  Zwalniają mnie. Jestem wolny. Przede mną, na wprost  i z boku, ciągną się pola pszenicy.


Donieck, Rostów nad Donem.


PS. Zwracamy się do Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej , Prokuratury Generalną Ukrainy i Prokuratury miasta Doniecka, by potraktowały niniejszy tekst jako oficjalne zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.


Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski



Relacja ukazała się na lamach moskiewskiej "Nowej Gaziety": http://www.novayagazeta.ru/society/68871.html





*Paweł Kanygin, dziennikarz moskiewskiej, opozycyjnej "Nowej Gaziety" (od 2004 roku). Na lamach gazety relacjonował konflikty Rosji z Gruzją i Mołdową. Jest jednym z najbardziej wiarygodnych rosyjskich dziennikarzy obserwujących od początku kryzys na Ukrainie. Jest laureatem licznych nagród dziennikarskich. 










Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz