wtorek, 14 kwietnia 2015

Sankcje, scenariusze



Europejskie sankcje odcięły Rosję od zachodnich kredytów. Gospodarka zjada wewnętrzne rezerwy w błyskawicznym tempie. Już w lipcu, Unia Europejska podejmie decyzję, czy przedłużyć działanie sankcji, czy je znieść. Wystarczy veto jednego państwa członkowskiego, by przestały obowiązywać. To dlatego - zdaniem Władimira Miłowa, rosyjskiego działacza opozycyjnego i publicysty - Władimir Putin, spotykając się z przywódcami Grecji, Cypru, Włoch i Węgier próbuje aktywnie skleić "anty sankcyjną" koalicję. Nawet jednak ewentualne zniesienie sankcji, nie poprawi położenia rosyjskich przedsiębiorstw i banków. Rosja w oczach rynków finansowych stała się krajem podwyższonego ryzyka: może napaść na każdego swojego sąsiada.




 Autor: Władimir Miłow
 

 



Dla Putina i jego otoczenia głównym problemem jest teraz, choćby częściowe, zdjęcie  sankcji europejskich, nałożonych na Rosję w lipcu zeszłego roku, po zestrzeleniu malezyjskiego Boeinga nad Donbasem. Sankcje te wprowadzono na 1 rok, przed upływem tego terminu nie ma szans na ich zniesienie. Taka decyzja wymagałaby pełnej zgody wszystkich 28 państw członkowskich Unii Europejskiej - o tym nie ma co marzyć. Ale przedłużenie sankcji też nie będzie proste, dla takiej decyzji, także potrzebna będzie jednomyślność.




Władimir Putin liczy na to, iż grecki premier Alexis Cipras będzie jednym z tych przywódców
państw UE, który w lipcu sprzeciwi się przedłużeniu sankcji nałożonych na Rosję. 




Klejenie koalicji


Dlatego więc Putin stara się teraz skleić koalicję zorientowanych na Rosję państw UE, gotowych zablokować przedłużenie sankcji. Na przestrzeni dwóch ubiegłych miesięcy Putin odbył spotkania z czwórką przywódców państw członkowskich UE. Byli wśród nich premier Węgier Istvan Orban, prezydent Cypru Nicos Anastasiades, Premier Grecji Alexis Cipras i premier Włoch Matteo Rienzi. Rosja usiłuje także porozumieć się z kilkoma innymi państwami, one też zachęcane są do udziału w tej koalicji, są wśród nich Austria, Czechy i Słowacja.

Sytuacja chyba wygląda tak, iż jeśli Putinowi uda się przekonać do zablokowania sankcji jedynie małe państwa, takie jak Grecja, Węgry, czy Cypr, to szanse jego na osiągnięcie zaplanowanego celu będą niewielkie. Europejscy gracze wagi ciężkiej wywrą na nich presję i będzie po wszystkim, wystarczy, że Merkel chrząknie. Dlatego właśnie Putin & Co robią wszystko, by w tej kolacji znalazły się też większe kraje, takie jak Włochy. Czas pokaże, czy Putinowi się uda. Wygląda jednak na to, iż na zniesienie sankcji Europa nie ma wielkiej ochoty, napięcie wojskowe w Donbasie wciąż jest spore, na razie mamy do czynienia z czasowym zawieszeniem broni. W strefie konfliktu nie dokonała się żadna poważne deeskalacja, demilitaryzacja. Bliżej lipca, zwolennicy sankcji będą w stanie zagrać publicznie jeszcze silniejszą kartą. Mogą opublikować raport o rezultatach śledztwa prowadzonego w sprawie katastrofy Boeinga nad Donbasem, w nim prawdopodobnie winą zostaną obarczeni rosyjscy wojskowi (od samego początku uważałem, że Boeing nie został zestrzelony przez donbaskich separatystów, że zrobiła to przetransportowana przez granicę rosyjska bateria. Małpy nie potrafią posługiwać się skomplikowaną techniką wojskową, brak im kwalifikacji, by zestrzelić samolot lecący na wysokości 10 tys. metrów).


Dlaczego zniesienie sankcji europejskich ma dla Putina tak wielkie znaczenie?


Po ich wprowadzeniu biznes rosyjski dotknęła prawie całkowita międzynarodowa blokada kredytowa. Nikt już nam nie pożycza pieniędzy. Ofiarą tej blokady padły nie tylko przedsiębiorstwa objęte sankcjami. Na wszelki wypadek nie pożycza się Rosjanom w ogóle. Wszystkich dręczy pytanie, czy przypadkiem Rosja nie zaatakuje jeszcze kogoś. To oczywiście doprowadziłoby do objęcia sankcjami jeszcze większej ilości banków i przedsiębiorstw.  W rezultacie, na międzynarodowych rynkach finansowych, Rosję dotknęły bezprecedensowe ograniczenia kredytowe. Najświeższe dane Banku Centralnego mówią o tym, iż całkowite zadłużenie rosyjskich banków i przedsiębiorstw zmniejszyło się z 660 miliardów dolarów 1 lipca 2014 roku, do 509 miliardów 1 kwietnia roku bieżącego. Odnotowaliśmy spadek o 150 miliardów na przestrzeni 9 miesięcy.

Nie ma czym tych pieniędzy zastąpić. Nasz system finansowy nie potrafi zdobywać ich na rynku wewnętrznym. Chińczycy wbrew rozbudzonym nadziejom nic nie dali i nie dadzą. Gospodarka zetknęła się z wielkim kryzysem w dziedzinie finansowania. Na razie pomaga sobie, wykorzystując stare rezerwy. W ciągu 2 miesięcy, fundusze rezerwowe Ministerstwa Finansów zmniejszyły się o 2 biliony rubli. W tym tempie, bilion co miesiąc, rezerw nie starczy na długo.

Stąd bierze się obecna strategia Kremloidów - zrobimy wszystko, by znieść sankcje europejskie, by uruchomić ponownie zachodnie kredyty dla Rosji. To dlatego, Putin tak bardzo kadzi gotowym do kontaktów przywódcom państw UE.


Płonne nadzieje


Ale i ta strategia nie przyniesie rezultatu, tak jak wiele podobnych pomysłów zgłaszanych w zeszłym roku. Najpierw słyszeliśmy, iż zachód nie wprowadzi poważnych sankcji wymierzonych w rosyjski sektor korporacji i banków, iż ograniczy się jedynie do sankcji "punktowych" wymierzonych w urzędników, tak postąpiono wobec Białorusi. Po drugie, wmawiano nam, iż Europa w odróżnieniu od USA nie jest gotowa na wprowadzenie poważnych sankcji. Po trzecie, przekonywano nas, iż czeka nas chiński potop finansowy. Wszystkie te nadzieje okazały się płonne.

Także nadzieja na zniesienie sankcji europejskich już w lipcu okaże się płonna. Jeśli nawet podjęte zostaną, pozytywne z punktu widzenia Kremla, decyzje to nie rozwiążą one najważniejszego obecnie problemu - nie tylko rządy ograniczają z nami kontakty, robią to także banki. Instytucje finansowe już dokonały na poważnie nowej kalkulacji ryzyka politycznego związanego z pożyczaniem pieniędzy rosyjskim kredytobiorcom. Rosja traktowana jest dziś jako państwo nieprzewidywalne. 

Może zwyczajnie napaść na swoich sąsiadów. Jeśli więc sankcje zostaną zniesione, nie ma co oczekiwać, iż strumień udzielanych nam kredytów osiągnie dawne rozmiary. Rosjanom będą dawać niewiele i bardzo ostrożnie. Ale co ważniejsze, wciąż nie ma podstaw dla zniesienia sankcji. Przywódcy państw będących zwolennikami ich utrzymania dysponują na pewno nowymi, poważnymi argumentami i nie zawahają się, by ich użyć.







Tak długo, jak Putin prowadzi grę obliczoną na zniesienie sankcji, prawdopodobieństwo, iż podjęte zostaną działania bojowe przeciw Ukrainie na większą skalę jest niewielkie. Dokąd nie zostaną podjęte główne decyzje Putin stara się zachowywać jak "porządny facet". Ale, gdy zorientuje się, że jego starania nie przynoszą rezultatu, może wierzgnąć. Tak, jak stało się to w styczniu w Mariupolu, po tym jak odwołano spotkanie w formacie normandzkim, zaplanowane w Astanie. W końcu jednak odbyło się spotkanie w Mińsku, gdzie podpisane znane porozumienie.


Ofensywa na wielką skale? Chyba nie…


Jeśli Europejczycy przedłużą działanie sankcji, można spodziewać się eskalacji działań wojennych na Ukrainie. Jednak osobiście, nie spodziewałbym się ofensywy na wielką skalę. W ciągu ostatniego roku Ukraina, w większym, lub mniejszym stopniu, zwiększyła swój potencjał bojowy. Ludność położonych na wschodzie regionów Ukrainy dala znać, czego chce (ludzie nie popierają Putina). W obecnych warunkach, jakakolwiek poważna ofensywa przeciw Ukrainie ugrzęźnie podczas szturmu większych i średnich miast. Dla Putina oznaczać to będzie wielką i krwawą wojnę miejską "a la Sarajewo", zwłaszcza wówczas, gdyby podjęto próbę sforsowania Dniepru.

Obecna sytuacja znajduje się w stanie zamrożenia. Stare niebezpieczeństwa nie zniknęły. Zachowanie Putina dalej jest niezrównoważone. Nie udało mu się zrealizować większości celów, nie wiadomo co robić dalej. W drugiej połowie roku można także oczekiwać, iż Rosja będzie się domagać, by w nowej konstytucji Ukrainy zapisano prawo regionów wschodnich nałożenia veta na wstąpienie do NATO, itd.

Może się mylę, ale tak widzę obecną sytuację.


Tłumaczenie: ZDZ




Oryginał ukazał się na blogu Władimira Miłowa publikowanym także na portalu radiostacji "Echo Moskwy": http://www.echo.msk.ru/blog/milov/1529632-echo/




*Władimir Miłow jest dyrektorem Instytutu Polityki Energetycznej. W 2002 roku przez kilka miesięcy zajmował stanowisko wiceministra energetyki w rządzie Michaiła Kasjanowa. Znany jest także ze swej działalności w szeregach opozycji demokratycznej. W roku 2008 wspólnie z Borysem Niemcowem opublikował krytyczny raport „Putin. Rezultaty.” W 2012 r. został wybrany przywódcą opozycyjnej parti „Demokratyczny Wybór”. 









Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com






2 komentarze:

  1. Zniesienie sankcji byłoby przyzwoleniem Zachodu na militarną ropierduchę w XXI wieku, bez ponoszenie żadnych konsekwencji. Oznaczałoby to, że moralnie Zachód znajduje się dużo niżej, niż zwykł o sobie myśleć i mówić. Sankcje muszą być utrzymane do momentu, aż Rosja naprawi szkody wyrządzone na Ukrainie. A ponieważ to prędko nie nastąpi... więc muszą nastąpić zmiany w samej Rosji. Oby na lepsze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Utrzymanie sankcji spowoduje prawdopodobnie zaostrzenie walk na Ukrainie. Będzie to jednak proces stosunkowo krótkotrwały, bo na dłuższą metę chudnące na potęgę rosyjskie zasoby finansowe nie pozwolą kontynuować ukraińską awanturę. Napoleon słusznie stwierdził, że aby prowadzić wojnę i zwyciężać potrzebne są trzy rzeczy: po pierwsze - pieniądze, po drugie - pieniądze i po trzecie - też pieniądze. A tych Kremlowi dramatycznie brakuje.

    OdpowiedzUsuń